Archiwum 07 września 2015


wrz 07 2015 wymarzony urlop
Komentarze: 0

Od maja szło dobrze wszystko. W pracy super, przyjaciele, rodzice. Wakacje, całe dwa miesiace mieszkalam w pracy, codziennie o 5:50 wstawałam szłam do stajni i wieczorem ok 20 konczyłam, ale było świetnie. Osoby z którymi pracowałam cudowni, szefostwo tak samo.. konie zdrowe... wszystko sżło jak zaplanowałam jak sobie wymysliłam... Mama nie piła, zaczeła dbac o siebie dzownilismy do siebie moze nie codziennie ale mielismy kontakt super. Czekałam na koniec sezonu by miec upragniony urlop. Szef mnie docenił super pojechalismy wszyscy pracownicy na zajebista imprezę do sopotu. Nastepnego dnia jeszcze nad stawem siedzielismy i delektowalismy sie cisza, swoim towarzystwem i piwem. wrociłam do domku.. mojego domu tam gdzie jest mama, tata, rodzeństwo i chrześnica. Mój rodzinny dom, mój azyl. Urlop mijał powoli, wyspałam sie i posiedziałam z mama tata i spotkalam sie ze znajomymi i siostrą. W środę czyli w srodku mojego urlopu pojechałam na samotny wypad do kina, na film " Żyć nie umierać" ogarneła mnie zaduma, po tym filmie siedziałam w samocodzie i prosiłam Boga by moja mama przestała pić i by znów było wsyztsko normalnie, by mój brat trzymał się w swoim postanowieniu... Prosiłam nawet sie popłakałam gdzie zadko mi sie to zdaża... szczerze prosiłam by wkońcu to się wyprostowało. 3 września moi rodzice mieli rocznicę ślubu 32 lata razem. jeszcze w poniedziałek z tata rozmawialam ze zrobimy parapetókwe znów by wujek piotr przyszedł z ciocią, fajnie nie mogłam sie doczekać. siedzielismy było swietnie. fakt ze mama troszke szybko sie upiła bo juz wczesniej hodziła pijana, nie zdazyła od praktycznie miesiaca wytrzeźwieć... wszyscy juz poszli ja siedziałam z tata jeszcze rozwazalismy co zorbic by mama przestała pic bo to robi sie juz niebezpieczne ze musimy wysłac mame na leczenie. Wiele naszych prób było, obrażanie krzyki... prośby mama przestawała na jakis czas potem znów.. jak nie piła cudowna kobieta jakby mogła zagarnela by wszystkic pod swoje skrzydła, ciepła cudowna kobieta, niesamowicie inteligętna. ok 3 goscie poszli ja dalej z gtata siedziałam doszła mama przespała sie troche to zupełnie inaczje sie rozmawialo fakt telepało ja ze hej. Ale naprawde wesoło było tata wspominał wczesniejsze lata i mama tak samo. sobote wsyzscy przepali tak naprawde ja przed 17 wyłoniłam sie i poszłam do Asi. wróciłam do domku po 12 mama siedziała oglądała telewizję tata juz spał obok. Pogadałam z mama opowiedizalam jej o Emili co wczesniej mnie pytała, powiedziałam troche o wieczorze. Pożegnała się z mama" ok mama ide spac to do jutra" mama spojrzała na mnie i pa córcia.  Obudziły mnie przeraźliwe nawoływania Oli " mamo, mamuuuś.." i płacz wybiegłam z pokoju... wpadłam do sypialni i wybuchłam krzykiem zuciłam sie na ole ola na mnie.. zaczełma płakac.. mama leżała... jakby spała po prostu... zuciłam sie z olą do drzwi wołałysmy tate.. tata .. nie zapomne tego wzroku  jego bezsilnosci ze stresu nie mogł sie ruszyć... zuciłam sie z ola do reanimacji ola uciskała ja robiłam wdechy... prawie zemdlałam.. byłam przerazona.. spanikowana, dzowniłam na 112 przyjechali szybko, ja jeszcze w trakcie dzowniłam czemu tak długo a mineły zaledwie 2 min, moze 3? reanimowali przez godzine, ja chodizłam z kata w kat rece nogi mi zdetwiały ze stresu.. stałam i błagałam boga o cud... przyjechała druga karetka dalej reanimowali.. lekarz stwierdził ze nie ma funkcji zyciowych.. umarła we snie.. i ze prawdopodobnie zawał... czułam jakby ktos nagle mnie zaczą topić, bić po głowie... zawalił się mój cały dotychczasowy swiat... widok martwej mamy.. desperackie proby reanimacji.. moja ukochana mama, ktora tak sie troszczyła o nas wsyztskic, jak kazdego denerwowała nagorliwoscia, ale ja wiedziałam z eto z miłosci, lubiłam jak mi zawracała tyłek, dzowniła dopytywała sie.. zawsze przyszła porozmawiac, dawała rady, tak bardzo trafne.. była po prostu cudowna kobieta... zachorowała na alkoholizm, walczylismy z tym... ale Bóg zabrał nam ja w wieku 54 lat.. nie umiem sobie z tym poradzic 6 wrzesnia zapadnie mi w pamieci do konca zycia i ten widok... jest to zdecydowanie najtragiczniejszy dzień w moim zyciu.. mam tylko 26 lat nie mam faceta ani dzieci... myslałam ze jeszcze bez problemu zdazy sie pobawic na moim slubie bedzie dobierać ze mna kiece i wtracać sie w swoim stylu, ktory kazdy z nas lubił.. a tu tak nagle koniec... po pónocy rozmawiałam z mama rano zastałam najgorszy widok jaki mozna zobaczyc..  dziś załatwialismy formalnosci... ksiadz uzad stanu cywilnego, zakłąd pogrzebowy... i ta bezsilnosc, uczucie rozpaczy. o 17 był rózaniec mama pieknie wyglądała, naprawde.. ale to co czułam ..  rozpadłam sie . Modliłam sie i czułam jak mi rece drętwieją... rodzina skłądajaca kondolencje, przyjaciele mamy, taty... I myśle sobie " kurwa dlaczego mama?! czemu nie dostała szansy... młoda kobieta... jestem zrozpaczona, mam to wszystko przed oczami... boli mnie wszystko. Boje się spać, boję sie ze znów zostane wyrwana ze snu... przeraza mnie to nie dochodzi do mnie ze nigdy juz jej nie zobacze nie przyjdzie pomarudzić , posmać się... Wiem, że jesteś przy mnie MAMUSIU.. PAMIETAJ KOCHAM CIĘ BARDZO MOCNO... Mam nadzieje ze jakos sie pozbieram, modle sie o tate by nie załamał się...